Krwawa Wielkanoc

Mordercą z kamerą okazuje się ostatecznie sam reżyser. Uśmierca bowiem złudzenia swoich bohaterów i nie pozwala im wyrwać się z koszmarnego snu, który im zgotował. Widzowie są w trochę lepszej
Film Roberta Adriana-Pejo zaczyna się jak obyczajowy obrazek z życia ustawionych trzydziestolatków. Sonja (Dorka Gryllus) i Thomas (Merab Ninidze) kończą właśnie urządzać swój wymarzony dom nad jeziorem. Zbliżające się święta wielkanocne spędzą w nim wspólnie ze znajomymi Thomasa – Heinrichem (Andreas Lust) i Evą (Ursina Lardi). Spotkanie, które miało być wypełnione piciem winka i pogaduchami,  zamienia się, niestety, w weekend grozy. W pobliżu grasuje bowiem morderca dzieci. Nakręcony przez niego filmik, w którym małoletnie ofiary uciekają polną dróżką, można obejrzeć w Internecie.

Poniższy opis zapowiada krwawy horror w stylu "ręka, noga, mózg na ścianie". Adrian-Pejo zwodzi jednak widzów. Napięcie budowane jest tutaj wyłącznie za pomocą kameralnych scen dialogowych. Z nich dowiadujemy się m.in., że Thomas i Eva byli kiedyś ze sobą związani i (najprawdopodobniej) wciąż coś do siebie czują. Wszyscy bohaterowie mają jakieś tajemnice, które w miarę upływu czasu będą wypływać na wierzch jak zwłoki ofiar. Najwięcej do ukrycia ma chyba Heinrich – znika wieczorami, zaczepia córki sąsiada, lubuje się w oglądaniu snuff movies (filmów przedstawiających prawdziwe egzekucje ludzi). Czy to on jest mordercą z kamerą? Aby poznać odpowiedź na to pytanie, warto poczekać do ostatniej sceny filmu.

Całość przywodzi na myśl thrillery Romana Polańskiego w stylu "Matni", "Śmierci i dziewczyny" oraz niedawnego "Autora Widmo". Domek na odludziu, zamknięci w nim ludzie i gęstniejąca z minuty na minutę atmosfera od zawsze stanowiły elementy celuloidowych układanek polskiego mistrza.  Adrian-Pejo nie jest aż tak wirtuozem dramaturgii i z pewnością brakuje mu ironii. Potrafi jednak stworzyć wiarygodne portrety psychologiczne, a potem z powodzeniem umieścić je w intrydze. Nie rezygnuje przy okazji ze zmierzenia się z wątpliwościami trapiącymi osoby w średnim wieku (kariera, dzieci, życiowa stabilizacja – czy można to wszystko połączyć?).

Mordercą z kamerą okazuje się ostatecznie sam reżyser. Uśmierca bowiem złudzenia swoich bohaterów i nie pozwala im wyrwać się z koszmarnego snu, który im zgotował. Widzowie są w trochę lepszej sytuacji. Zawsze mogą zabrać kurtkę i wyjść z sali kinowej.
1 10
Moja ocena:
7
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones